Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z Ungerem poszło im nieoporniej, niż z Marianem.
Sternaua, Mariana i Ungera schwytano; a tymczasem dom cały spoczywał, pogrążony we śnie.
— Teraz do sennority — rozkazał Verdoja.
Zapukali cicho do drzwi Emmy.
— Kto tam? — zapytała
Verdoja starał się nadać swemu głosowi dźwięk jak najbardziej miękki i cichy:
— To ja, Karja.
— Czego chcesz?
— Muszę z tobą pomówić. Otwórz, Emmo...
— Poco? — Nie tak głośno. Chodzi o tego przybysza — oficera. Nie wiem, czy mam obudzić sennora Sternaua?
Emma dała się wciągnąć w pułapkę.
— Ah, więc grozi niebezpieczeństwo? — zapytała. — Zaczekaj, zaraz otworzę...
Podniosła się z łózka, odsunęła zasuwkę drzwi.
— Wejdź. O cóż chodzi?
Verdoja wpadł do pokoju i chwycił ją za gardło. Upadła na podłogę, nie próbując nawet się bronić, straciła ze strachu przytomność, leżała bez ruchu. Teraz udali się do sypialni Indjanki.
I tutaj podstęp odniósł ten sam skutek, tylko że Karja nie zemdlała. Była przecież córką wodza Indjan i nie miała delikatnych nerwów wypieszczonej Meksykanki. Skrępowano ją i skneblowano usta.
Złoczyńcy mieli teraz wszystkie ofiary w ręku. Byli panami całego pierwszego piętra. Verdoja i Pardero wiedzieli, że na dole, w oficynie, śpią vaquerzy.

153