Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i oficerów naszej republiki? Tej hańby nieomieszkam zmyć i ukarać, skoro tylko zakończycie swoją komedję.
— Nie boję się kary, — odparł Sternau — gdyż w każdej chwili mogę przedstawić dowody. Gdy ci dwaj panowie odjechali dziś z hacjendy, udałem się za nimi wraz z porucznikiem, przeczuwając cel wycieczki. Śledziliśmy ich i podsłuchiwali Otóż Verdoja urządził sobie pod pewnym kamieniem w lesie, pod który podkładał listy, coś w rodzaju poczty. List dzisiejszy brzmiał: — Bądź wpobliżu tego miejsca. O północy spotkamy się tutaj, przy kamieniu. Będziesz się musiał wytłumaczyć. — Nie sądzę, aby Verdoja chciał temu zaprzeczyć.
Gdy Sternau zatrącił o kryjomą pocztę i wyciągnął kartkę, aby ją przeczytać, obydwaj oskarżeni pobledli. Sternau ciągnął dalej:
— Stwierdzam, że podsłuchiwałem rozmowy, które oskarżony prowadził w ukryciu. Postępowałem też stosownie do ich treści. Mam świadków, których zeznania będą chyba najlepszym dowodem.
Na skinienie Sternaua wprowadzono sześciu schwytanych Meksykan. Zobaczywszy ich, Verdoja cofnął się o kilka kroków. Zadrżały pod nim nogi. Teraz wszystko wyszło najaw. Jeńcy zeznawali wprawdzie z wielkiem zakłopotaniem, ale mówili prawdę i rozwiali wszelkie wątpliwości. Ustalono, że obie kartki pisał Verdoja; rotmistrz nie mógł temu zaprzeczyć.
Obydwaj oskarżeni zacięli się jednak w uporze i odmawiali wszelkich wyjaśnień.
— Wina oskarżonych została dowiedziona — oświadczył przewodniczący. — Według ustaw tego kraju Verdoja zasłużył na karę śmierci. Współwiny porucznika Par-

137