Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy macie rzemienie i powrozy? — zapytał vaquerów porucznik, nie bacząc na pogróżki rotmistrza.
Vaquerzy wyciągnęli z kieszeni powrozy.
— Widzicie, sennores, że nie żartujemy, — rzekł przewodniczący. — Poddajcie się konieczności, inaczej zostaniecie do tego zmuszeni.
— Mamy się poddać?! — krzyknął Verdoja. — Cóż za przestępstwo popełniliśmy? Kto śmie urządzać sąd wojskowy nad swymi przełożonymi? To ja mogę oskarżać.
— Myli się pan. Nie jesteśmy sądem wojskowym, a honorowym, który ma rozstrzygnąć, czy ludzie honoru mogą służyć pod pańskiemi rozkazami.
Rotmistrz miał już odpowiedzieć jakąś nową obelgą, lecz Pardero położył mu rękę na ramieniu i szepnął:
— Na Boga, spokojnie. Brutalnością daleko tu nie zajdziemy.
Rotmistrz opanował się i rzekł:
— Więc dobrze, zaczynajcie farsę. Później się z wami rozprawię.
Nastąpiła cisza zupełna. Przerwał ją przewodniczący:
— Ma pan głos, sennor Sternau.
Sternau podniósł się z miejsca.
— W imieniu obydwu obecnych tu pań oskarżam tych dwóch ludzi o sprzeczne z honorem postępowanie względem bezbronnych kobiet. Ponadto oskarżam ich o usiłowanie morderstwa, którego mieli dokonać na mnie, na sennorach Marianie i Ungerze.
— Czy może pan przedłożyć dowody?
— Tak.

135