Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oczy rotmistrza zabłysły gniewem. Postąpił krok naprzód, wyciągnął rękę i rozkazał:
— Proszę oddać szablę, poruczniku. Natychmiast.
Porucznik był wprawdzie młody, ale nieustraszony. Umiał zapanować nad sobą do tego stopnia, że odparł z uśmiechem:
— Mam oddać szablę? Nie ma jej pan prawa żądać.
— Jestem pańskim zwierzchnikiem!
— Był pan nim. Teraz jesteś poprostu szubrawcem. I byłoby to dla mnie największem upokorzeniem, gdybyś dotknął mej szabli.
Gdy ułani usłyszeli tę straszliwą obelgę, wypowiedzianą podniesionym głosem, natychmiast otoczyli oficerów kołem. Pardero był również obecny. Sternau, który znajdował się obok odważnego porucznika, został wraz z trzema oficerami zamknięty w pierścieniu żołnierzy.
Obelga była tak wielka, że rotmistrz zaniemówił w pierwszej chwili; po jakimś czasie wpadł na porucznika, rycząc wściekłym głosem:
— Odwołać, odwołać natychmiast!
— Ja mam odwoływać? Nigdy. Powtarzam, co powiedziałem, — brzmiała nieustraszona odpowiedź.
Rotmistrz miał już zareagować czynnie, gdy nagle Sternau spiął konia ostrogami; doskoczywszy do rotmistrza jednym susem, zadał mu pięścią cios tak mocny, iż Verdoja padł na ziemię.
— Co to jest? Jak pan śmie? — zawołał Pardero.
— Nic, drobiazg, — odpowiedział Sternau. — Plamię sobie poprostu rękę, uderzając tego człowieka.
— Oświadczam, że i sennora, poruczniku, uważam

130