Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zszedł do swoich żołnierzy; zasępił się, zobaczywszy nadjeżdżających. Okoliczność, że Sternau przybywa w towarzystwie porucznika, poruszyła go niemile. Podszedł do oficera i zapytał ponuro:
— Poruczniku, gdzie pan był?
— Byłem na spacerze.
— Czy miał sennor moje pozwolenie? — pytał rotmistrz groźnie.
— A czy jest ono potrzebne? — odparł oficer ostro.
— Oczywiście. Nie jesteśmy przecież na stałej kwaterze, a w marszu.
— Ja sądzę, panie rotmistrzu, że jesteśmy w obozie, a nie w marszu.
— Te dyskusje są zupełnie zbyteczne, poruczniku. Ma sennor prosić o pozwolenie, gdy się chce oddalić, i kwita.
Młody oficer zaczerwienił się ze złości, gdyż stojący wokoło ułani mogli słyszeć każde słowo.
— Byłoby to moim obowiązkiem, — odparł — gdybym miał zamiar udać się w podróż albo oddalić w czasie, poświęconym zajęciom służbowym. Tymczasem pozwoliłem sobie taką samą przejażdżkę konną, jak pan rotmistrz i porucznik Pardero.
Rotmistrz wyprostował się i zawołał groźnie:
— Poruczniku, czy pan wie, co to opór władzy?
— Wiem równie dobrze, jak sennor, rotmistrzu, ale o oporze władzy nie może tu być mowy. Chodzi tylko o zwyczajną różnicę zdań, którą można wyrównać w sposób spokojny i godny. A przytem, rzecz oczywista, że oficer nie powinien pozwolić na to, by go karcono w obecności podwładnych mu żołnierzy.

129