Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwo, gdybym nie wiedział, iż otwieram sobie widoki na świetną przyszłość.
Rotmistrz kłamał z premedytacją. Udając, że działa z wyższego polecenia, występował jako pełnomocnik, którego czynów nie należy sądzić. Mówiąc zaś o sowitem wynagrodzeniu, zapewniał sobie współudział Pardera, który nie miał pojęcia, że przełożony jego łże jak z nut.
— Sądzi sennor, że i ja otrzymam nagrodę, gdy będę panu pomocny?
— Jestem tego pewien. Będziemy nawet obydwaj podwójnie wynagrodzeni. Przedewszystkiem możemy liczyć na szybki awans, albo na pokaźną sumkę pieniędzy, a potem satysfakcja zemsty nad tymi łotrami. Mogę więc liczyć na sennora, poruczniku?
— Najzupełniej, panie rotmistrzu. Jestem do dyspozycji; proszę mi tylko powiedzieć, co mam czynić.
— Tego sam jeszcze nie wiem. Naprzód muszę się dowiedzieć, dlaczego mój zaufany nie przyszedł dzisiaj.
— Czy spotkamy się z nim teraz?
— Nie. Damy mu naprzód znak, że chcę pomówić z nim dziś wieczorem. Wtedy dowiem się, co go zatrzymało i odpowiednio zaczniemy działać. Oto przyczyna, dla której wyruszę do Monclovy nie dziś, a jutro.
— Ale w jaki sposób Sternau przejrzał pańskie zamiary? Ten człowiek chyba sennora nie zdradził?
— Nie; tego jestem pewien. Raczej przypuszczam, iż nas Sternau podsłuchał. Musiał czuwać niedaleko miejsca, w którem prowadziłem rozmowę z mym zaufanym. Dzisiejsze spotkanie wyznaczę więc w innem miejscu. No, jedźmy dalej.

126