Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szemu obozowi. Znajdą tam pustkę i pojadą dalej. Będą mieli łotrów przed sobą, my ich mamy za sobą. A zatem, zagonią ich ku nam.
— Old Shatterhand, zdaje się, był innego zdania.
— A jednak pojechał nas ostrzec?
— To tylko pozór, który miał zamaskować inne zamiary.
Wódz zastanawiał się przez chwilę, poczem zapytał półgłosem, domyślność bowiem podyktowała mu właściwe przypuszczenie:
— Może sądził, że Nijorowie nie pojechali bezpośrednio do naszego obozu?
— Zdaje się — odpowiedział Sam również cicho.
— W tikim razie mieli na widoku innych ludzi; chyba was?
— Tak myślę. Old Shatterhand nic o tem nie wspominał. Może nie chciał niepokoić wychodźców.
W tej chwiii usłyszano okrzyk wartownika i zaraz potem z półmroku wyłonili się dwaj mężczyźni. Pierwszy był to Old Shatterhand. Szybko podbiegł i serdecznie, bez zdziwienia, przywitał się z wodzem, Wolfem i białą kobietą. Ta skoczyła i, wydając głośny radosny okrzyk: — Szi-So, mój synu! — przypadła do drugiego przybysza, aby go z czułą gwałtownością wciągnąć do mroku

88