Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stole, który poprostu załamywał się pod ciężarem butelek, salaterek, misek i talerzy. Były tam frykatesy, jakich nigdy nie dotykały ich wargi i nie oglądały oczy. Leżały widelce, noże i łyżki. Indjanie musieli uważać na innych, aby zachowywać bony-tony. Naraz stary szepnął do młodego: — Mój miody brat niech uważa, czego biali najmniej jedzą; jest to bowiem chyba najlepsza i najkosztowniejsza potrawa. Najedzmy się jej dosyta. — Natężyli uwagę i wnet spostrzegli, że biali oszczędzają brunatnej potrawy w małych, pięknych szklaneczkach, wstawionych w srebrne kubki. W każdej z tych szklanek leżała mała łyżeczka ze skorupy żółciowej. Wówczas stary znowu się odezwał do młodszego: — W tych szklankach znajduje się najdroższy i najkosztowniejszy smakołyk. Mój młodszy brat może ręką dosięgnąć takiej szklanki; niech pierwszy skosztuje. — Młody Indjanin wykonał zlecenie; wetknął w usta pełną łyżkę i wnet połknął drugą. Przytem oglądał się, czy nikt nie spostrzegł, że odrazu nabrał dwie pełne łyżeczki. Nikt nie patrzał. Teraz dopiero zaczął językiem rozdrabniać cenną potrawę, a starszy z napięciem wpatrzył się w jego twarz, która nabrała koloru żółtego, czerwonego i niebieskiego, a nawet zielonego, lecz mimo to została nieruchoma, albowiem Indjanin nawet przy największych cierpieniach nie powinien mrugnąć rzęsą. Oczy coraz bardziej kostniały i zaczęły się łzawić, aż wreszcie łzy pociekły ciurkiem po twa-

83