Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się bacznie jednemu z głazów, rzekł do Old Shatterhanda:
— Za wielkim trójkątnym głazem kryje się nieprzyjaciel. Czy mój brat go dojrzał?
— Tak. Widziałem, jak pełzał do głazu. To sam wódz Mokaszi.
— A więc nadeszła chwila. Czy mój brat nie sądzi, iż lepiej nie czekać na ich natarcie?
— Czy chcesz z nimi mówić?
— Nie. Niech przemówi mój biały brat. Ty masz sztuciec, który uważają za broń zaczarowaną. A zatem głos twój bardziej zaważy od mego.
— Dobrze, zaczynamy!
Półgłosem wypowiedział kilka słów w kierunku zagajnika, gdzie zaczaiła się setka Nawajów, i rzekł potem do białych:
— Nijorowie nadchodzą. Podnieście się i przyłóżcie strzelby do skroni!
Postąpił kilka kroków naprzód i, przygotowawszy sztuciec do strzału, zawołał w kierunku głazu:
— Czemu chowa się Mokaszi, wódz Nijorów, skoro chce nas odwiedzić? Może do nas przybyć otwarcie. Wiemy, że znajduje się tutaj wraz z trzema setkami swych wojowników.
Uff, uff! — rozległo się za skałą, i Mokaszi podniósł się, — Białe psy wiedzą, że jeste-

143