Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pioruny, wspaniałe odkrycie! Panie Hobble-Frank, powąchaj-no pan mój palec! Czy pan czuje, co to jest?
Podsunęła palec pod jego nos. Cofnął głowę i odpowiedział:
— Gdybym chciał powąchać, wsadziłbym nos w jezioro. Miałbym zapach nafty z pierwszej ręki.
— A więc przyznaje pan, że to nafta?
— Naturalnie! A może pani myśli, że uważam to za sok jagodowy? W takim razie nie zna pani mego nosa, który jest bardziej szlachetny, niż ja sam.
— Ale taka ilość, taka ilość! — zawołała prawie nieprzytomna. — Wiedziałam wprawdzie, że nafta w Ameryce tryska z ziemi, lecz nie chciało mi się wierzyć. Ale teraz płynie oto przed mojemi własnemi najżywszemi oczami! Zostaję tutaj i nikt mnie nie usunie! Nawet dziesięć wołów nie odciągnie mnie stąd, nawet jeśli pan im pomoże, panie Hobble-Frank!
— Tak? Czego pani tutaj sobie życzy?
— Założę handel naftą. Interes, jak się patrzy! Ta nafta nie kosztuje nawet szeląga, a tam u nas, w ojczyźnie, litr kosztuje dwa grosze. Tak, zostanę; osiądę tutaj i będę handlowała naftą!
Klasnęła w dłonie na znak, że nic nie zdoła

86