Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wąwóz do miejsca w lesie, gdzie była woda. Tu Indjanie zeskoczyli z koni, przywiązali jeńców do trzech drzew i poczynili przygotowania do noclegu. Czuli się bezpiecznie; gdyby wszakże wiedzieli, co się za nimi czai, pomknęliby, co koń wyskoczy. — — —
Otóż Mokaszi, wódz Nijorów, po odjeździe białych zbadał po raz drugi dokładniej ślady wywiadowców Nawajów. Już poprzednio stwierdził obecność trzeciego wywiadowcy. Teraz chciał go odszukać.
Po długiem poszukiwaniu znalazł ślad, który wkrótce, drogą okrężną, zetknął się i połączył ze śladem białych.
Ten Nawaj chce się zemścić na mordercach; skrada się za nimi. Z tego można wnosić, że droga do jego oddziału prowadzi w tym samym kierunku. Pojedziemy za nimi i schwytamy w niewolę.
Tak mówił wódz i pojechał z początku w przeciwnym kierunku — do kryjówki w lesie, gdzie obozowało przeszło trzydziestu Nijorów, awangarda, która wyprzedzała wojsko. Teraz, na czele tych ludzi, wrócił do tropu Nawajów i jechał za nimi ostrożnie. Po drodze zauważył, że do trzech białych przyłączyli się jeszcze dwaj, mianowicie Buttler i Poller.
Indjanie zbliżyli się do wąwozu, który prowadził nad jezioro nafty. Tam, z ukrycia, po krótkim czasie zobaczyli wywiadowcę Nawajów, wy-

67