Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ach, zbiorniki nafty? Czy to możliwe?
— Nawet bardzo. Nie zbadałem jeszcze.
— A więc powiedz pan szybko, gdzie ona! Muszę zobaczyć; później każę ją wysondować.
— Chodźcie! Zaprowadzę was.
Poszli wzdłuż brzegu do miejsca, gdzie blok skalny zbliżał się do wody. U stóp bloku w znosił się kopiec kamieni. Buttler i Poller zaczęli usuwać jego wierzchołek. Niebawem ukazał się otwór, prowadzący do skały.
— Jaskinia! — zawołał bankier. — Rozszerzmy wejście. Szybko! Pomóż mi pan, Mr. Baumgarten!
Obaj nachylili się, aby pomóc w pracy. Buttler odwrócił się i spojrzał pytająco na Grinleya. Ten skinął. Uchwycili strzelby. Każdy z nich zamierzył się kolbą — — bankier i Baumgarten runęli, uderzeni w głowy. Oszuści spętali im ręce i nogi, i umieścili ich głęboko w jaskini. Gdyby więźniowie nie stracili przytomności, ujrzeliby mnóstwo beczek, któremi kryjówka była niemal przepełniona.
Następnie usypano zpowrotem kamienie, całkowicie zakrywające otwór. Nie trzeba chyba dodawać, że trzej bandyci obrabowali swoje ofiary ze wszystkiego, co mogło im się przydać. Poczem wrócili do koni.
— Nareszcie! — rzekł król naftowy. — Je-

59