Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Proszę bardzo, Mr. Rollins, — rzekł Grinley. — Poller pana odprowadzi!
Wymieniony oddalił się z Rollinsem i Baumgartenem. Skoro odeszli, król nafty odetchnął swobodnie:
— Do stu tysięcy kartaczy, co za fatalna sytuacja! Niemal że w ostatniej chwili nie odstąpili od geszeftu. Twój wykręt był wspaniały!
— Tak — roześmiał się Buttler. — Gdyby nie ja, mógłbyś jezioro zachować dla siebie. Ale teraz jestem przeświadczony; że pójdą na lep.
— Trudno uwierzyć, aby tak naiwne wyjaśnienie zdołało ich uspokoić!
Pshaw! Rollins jest głupi, a Baumgarten za uczciwy.
— Przejdą koło jaskini. Czy jej nie zobaczą? — Nie. Wiele potu spłynęło z nas przy pracy. Postaraj się zatem, aby interes dzisiaj został zakończony. Nie możemy marudzić ani godziny, bo nie należy ufać czerwonoskórym. Możemy tu zostać najwyżej do świtu. Jakże się następnie załatwimy z tymi głupcami — nożem czy kulą?
— Hm, wolałbym tego uniknąć.
— Pozostawić ich przy życiu? Co ci do głowy strzeliło!

55