Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Grinley — a zobaczycie dolinę wprost przed sobą. Nie jest wielka. Pośrodku znajduje się olbrzymi blok skalny, obok którego wznosi się wielowiekowy buk.
Przebywszy ten dystans, zatrzymali się oszołomieni niespodziewanym widokiem. Wprost pod ich nogami skała spadała niemal pionowo; stali na brzegu kotliny, otoczonej wysokiemi skałami. Z uwięzi tej prowadziły dwa wąskie wyloty: jeden na północ, drugi na południe. Miejsce, na którem się zatrzymali, — był to najniższy odcinek zachodniej krawędzi — przypominało altanę. Ponieważ jej opoka wrzynała się w głąb doliny, blok, o którym wspominał król naftowy, wznosił się w niewielkiem oddaleniu. Buk przy bloku miał tak przepiękny kształt, że wprawiłby każdego w nieopisany zachwyt.
— Co za pyszne drzewo! — zawoiał Baumgarten. — Takiego — —
Pst! — ostrzegł go Grinley, chwytając za ramię. — Cicho! Nie jesteśmy tu sami. Czy widzicie dwóch Indjan na północnej stronie bloku? Za blokiem zapewne pasą się ich konie.
W rzeczy samej, dwaj Indjanie siedzieli na bloku w miejscu ocienionem. Tam nie dosięgały ich rozżarzone promienie słońca. Ponieważ byli wymalowani barwami wojennemi, trudno było rozróżnić ich twarze. Jeden z nich nosił dwa białe pióra orle w czuprynie. Teraz dopiero trzej podróżni zauważyli ciemną kresę w trawie, która

21