Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w pogodny nastrój. Bankier przez całą noc nie mógł przymknąć oka. Opanowało go gorączkowe podniecenie, A zatem nazajutrz był ów wielki dzień, w którym miał ubić największy i najznaczniejszy interes, interes, o jakim nawet śnić nie mógł! Miał zostać królem naftowym, posiadaczem niewyczerpanego źródła oleju skalnego! Jego nazwisko miało znaleźć się w rzędzie nazwisk największych miljonerów; tak, w krótkim czasie stanąłby obok słynnych tak zwanych „czterystu“ New-Yorku! Nie dawała mu ta myśl spokoju. Nie próbował nawet zasnąć, mimo że noc szarzała. Zaczął budzić Grinleya i Baumgartena, aby ich przynaglić do wyjazdu.
Gotowi byli wyruszyć i, kiedy słońce się wyłoniło, mieli już za sobą kilka mil drogi.
Miejscowość była górzysta: wyżyny porastały gęstemi lasami, doliny soczystą trawą. Tu spotykali wydeptane ślady swoich towarzyszów. W południe musieli się zatrzymać, aby dać koniom jednogodzinny wypoczynek.
— Za kwadrans znajdziemy odpowiednie miejsce — oznajmił król nafty — głęboką kotlinę, dobrze ocienioną z południa. Tam panuje orzeźwiający chłód.
Zjeżdżali po dosyć stromej pochyłości. Grunt, pokryty drzewami iglastemi, opuszczał się tak raptownie, że musieli zsiąść z koni i prowadzić je za uzdy.
— Jeszcze dwieście kroków, — powiedział

20