Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzymaj nieopodal, i wysłuchaj, co powiem. Wyjdzie to na korzyść pana przyjaciołom. Zgoda?
— Chętnie, panie Poller. My, miłośnicy Muz, żyjemy wprawdzie in patria coelesti, a później przechodzimy do historji, ad posteritatem; ale mnie to nie wbija w ambicję, i kiedy na tym padole mogę komuś wyświadczyć przysługę, nie waham się zstąpić ze swoich wyżyn.
Poller połknął wyzwisko, które mu ślina już niosła na język, i rzekł:
— Odebrano nam broń. Postaraj się pan wykraść nóż! Mam nadzieję, że na tyle sprytu może się pan zdobyć.
— Sprytu? Kompozytor bez sprytu nie jest kompozytorem! Ale cóż panu po nożu?
Choć to pytanie nie świadczyło o sprycie, Poller, pragnąc go sobie zjednać, odpowiedział:
— Aby siebie i towarzyszów pana uwolnić — rzekł.
— Ależ moi towarzysze są wolni!
— Wiem o tem, ale niewiadomo, co może się zdarzyć. Fałszywie poinformowałem wodza, lecz przypadek może naprowadzić wywiadowców na właściwy trop. W takim razie pana przyjaciołom grozi co najmniej niewola. Skoro pan do-

137