Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dził się w Ameryce, że ma oczy, że łowi węchem, a nie uszami, chociaż ma i uszy, że pełza nie na grzbiecie, lecz na brzuchu, — nic nie wyrażają! Treść ich jest tak oczywista sama przez się, że trzeba ją pominąć. A zatem, proszę, niech pan co innego wymyśli!
W miarę, jak kantor wypowiadał swój sąd, oczy Hobbie-Franka coraz się bardziej rozszerzały, a brwi podnosiły. Słuchał z takim wyrazem twarzy, jakgdyby nie dowierzał własnym uszom; poczem rozwalił usta i wybuchnął:
— Co pan gada? Co pan za sieczkę wymłócił? Co ja ułożyłem? Dziadowskie rymy?
— Tak, tak się zwykle nazywa tego rodzaju wiersze, panie Hobble-Frank, — odpowiedział swobodnie kantor.
— Dziadowskie wiersze, dziadowskie wiersze! Czy mnie słuch nie zwodzi? Ja, znakomity myśliwy prerji, westman Hobble-Frank, ułożyłem dziadowskie rymy! W takim razie wszystko się kończy! Żaden człowiek nie mówił mi przecie nic podobnego, żaden! Z początku wymaga pan, żebym zaprezentował Winnetou, a kiedy go prezentuję, twierdzi pan, że to zbyteczne! Czemu nie sprostuje pan dotychczas swego błędu? Pan jest zbyteczny, nikomu niepotrzebny emeritikus! Ja zaś, który pełnię honorową powinność myśliwego, odtąd żyć będę dla pana w krainie błogosławionych duchów i olimpijskich gier, do których do-

118