Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chaj pan, zostaw mnie pan w spokoju! Jeśli ja chcę śpiewać, to nikt mi nie może rozkazywać, jak. Śpiewam tak, jak chcę. Fagotem, klarnetem, albo basem, — jak mi się żywnie podoba. A teraz rozprawiliśmy się ze sobą na całe życie. Bądź pan zdrów na wieki wieków!
Wielce podniecona, odwróciła się od niego manifestacyjnie. Chciał jeszcze coś dodać, lecz ostrzegł go Hobble-Frank.
Pst! Siedź tam cicho! Zdaje mi się, że zauważyłem żywą istotę na pierwszem piętrze. Istotnie, oto się skrada! Teraz zatrzymała się i przechyliła głowę. To Indjanin — chce nas podpatrzeć. Zaraz mu pokażę!
Podniósł strzelbę, krótko celował i wypalił.
Uff! — krzyknął jakiś przerażony głos.
W tej chwilli wrócił Old Shatterhand ze Samem Hawkensem.
— Co się dzieje? Kto wystrzelił? — zapytał.
— Ja — odpowiedział Frank.
— Dlaczego? — Pewien czerwony signor stał na dachu numer jeden; chciał zapewne wiedzieć, która godzina, więc pokazałem mu, ile wybił zegar. Natychmiast się też wycofał.
— Czy trafił pan?
— Nie. Celowałem na prawo, może na dwa łokcie dalej; ale jeśli miał czterołokciowe uszy,

94