Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc i wycelował w Pueblosa, spieszącego ze światłem w ręku. Chciał go w rękę trafić i spuścił kurek.
Hahi, latah-szi! — O, moja ręka! — krzyknął trafiony, wypuszczając z ręki ogarek.
Trzy dalsze wystrzały, jeden po drugim, i tyluż Indjan zniknęło.
— To zaczarowana strzelba Old Shatterhanda! Na górę, szybko na górę!
Na górze ściemniło się i tak ucichło, jakgdyby wszyscy wymarli.
— Czy jesteście tu wszyscy? — zapytał Old Shatterhand stojącego przy nim Sama. — Czy nikt na dole nie został?
— Nikt — odpowiedział Sam Hawkens.
— Przystawcie obie drabiny i zejdźcie nadół. Myślę, że czerwoni dadzą nam spokój, póki nie znajdziemy się na wolności.
Usłuchali. Shatterhand zszedł ostatni.
Skoro stanął na niższej platformie, przekonał się, że przezorny Apacz czujnie doglądał przeprawy. Uwolnieni uwijali się na drabinach Winnetou nie naglił do pośpiechu; wprost przeciwnie, upominał, aby, przez wzgląd na kobiety i dzieci, byli ostrożni i powolni, wiedział bowiem, że przez jakiś jeszcze czas można się nie lękać Indjan. Dwa imiona — Old Shatterhand i Winnetou — trzymały ich w ryzach.
Schodzono zatem dosyć wygodnie po wszystkich drabinach, które zabrano z góry, aby utrudnić czerwonym pościg. Kiedy już wszyscy biali

90