Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

deszcz chlapie? Nasi dobrzy mężowie zmokną do ostatniej niteczki. Jeszcze się przeziębią. Jeśli będą kasłać, jeśli nabawią się bólu żołądka i kości, na kogo zwalą troski i zmartwienia? Na nas, kobiety, naturalnie, na nas, na damy! Oby tylko rychło nadeszli!
Życzeniu jej stało się natychmiast zadość — oto wszedł Hobble-Frank, a za nim pozostali. Przybywszy nadół, Frank otrząsnął się z wody deszczowej, rozejrzał dokoła i rzekł rozczarowany, jak przed chwilą pani Rozalja:
— Co to za niegodziwa konura? Kto tu mógłby mieszkać? Jeśli ci czerwoni gentlemani nie znajdą lepszego pomieszczenia, to z najbliższą okazją przyślę stolarsko-saskiego architekta. On im już pokaże, jaka jest różnica między moją willą „Sadło Niedźwiedzie“ nad Elbą, a tą szkaradną katakumbiną. Gdzie tu właściwie można usiąść, kiedy się jest znużonym, albo kiedy się chce uciąć poobiednią drzemkę?
— Wszędzie, panie Frank, — odpowiedziała pani Rozalja. — Miejsca tu nie brak.
— Co? Co pani powiada? Wszędzie? Dlaczego pani nie siedzi? Może pani nie wypada?
— Ciszej, Frank! — upominał Sam. — Nie miejsce tu i nie czas na przekomarzania. Mamy — ważniejsze zajęcie.
— Co? Cóż takiego?

7