Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zamarła z radości, skoro cię zobaczyłem. Jakże się powodziło memu bratu?
— Słońce podnosi się i zachodzi, dnie przychodzą i odchodzą, trawa rośnie i więdnie, lecz Winnetou nie zmienił się wcale. Czy mój brat wiele przeżył od tego czasu, jak widzieliśmy się po raz ostatni.
— Wiele! Nie każdy dzień jest piękny i śród traw prerji niejedną znajdziesz jadowitą. Przeszłość jest podobna do tej prerji. Ale i pozostałem taki, jakim byłem. Skoro zasiądziemy koło ogniska, opowiemy sobie wszystkie przeżycia i przygody. Czy mój brat zna miejsce, gdzie można wygodnie odpocząć?
— Tak. Jeśli będziemy jechać godzinę jeszcze, przybędziemy do drobnego stawu, w który przelewa się boczne źródło. Opokę źródła ze wszystkich stron osłania zagajnik; nie zdoła go przebić żadne oko. Tam rozniecimy ogień i upieczemy szopa, którego dopiero co upolowałem. Mój brat niech jedzie za mną!
Jechali więc między wysokiemi drzewami lasu. Było dosyć mrocznie, gdyż słońce, ledwo, ledwo tu przenikające, chyliło się ku widnokręgowi.
Po upływie godziny dotarli do wody, do owego małego wąskiego stawu, o którym wspominał Winnetou. Naraz osadzili konie, na trawie bowiem zauważyli pasmo — wydeptany ślad, który ciągnął się z lewej strony ku prawej. Obaj my-

50