Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją. Poczęstujmy ich śrutem! Franku i Willu, podejdźcie do mnie! W naszych trzech dubeltówkach tkwi sześć kul. Każdy wypali szybko po dwie kule! Raz — dwa-trzy! Rozległ się huk, a zaraz potem okrzyki bólu i gniewu.
Well! Doskonale! Hihihihi! — roześmiał się Sam. — Zdaje się, że trafiliśmy kilku. Nie sądzę, aby się odważyli znowu podsłuchiwać.
— Ale ja też nie stanę ponownie w otworze, żeby mnie zastrzelono! — mruknął Stone.
— Nikt tego nie żąda — odrzekł Sam. — Pokaż ramię!
Zapalono lampę. Kiedy opatrzono ramię Dikka, jak się okazało, lekko jedynie ranione, rzekł Hobble-Frank:
— Powinniśmy byli drążyć w ścianie, a nie w dachu. Na dachu stoją Indjanie i słyszą wszystko. Jeżeli zaś będziemy ryć się przez ścianę, to nikt nas nie usłyszy.
— Ale jest to o wiele cięższa praca — zauważył Sam.
— Lepsza jest cięższa, a bezpieczna, niż lekka w asyście kul!
Sąd jego znalazł powszechne uznanie. Przystąpiono do roboty. Otwory w ścianie były tak obszerne, że więźniowe mogli w nie wsadzić po dwie naraz lufy, służące za dźwignie. Po wielogodzinnym trudzie udało się tak rozluźnić spoidło,

34