Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i zapadł wieczór. Widzieli, jak spuszczano drabinę, po której zszedł do nich wódz. Nachylił się nad nimi i pomacał więzy. Przekonawszy się, że są nienaruszone, rzekł:
— Białe psy są głupsze, niż wyjące kujoty. Weszli do domu czerwonych wojowników, nie pomyślawszy, że między czerwonymi a białymi wykopano topór wojenny. Zagrabili nasz kraj, nasze święte przybytki i wypędzili nas samych. Prześladują nas i oszukują bez przerwy. Przyśli pojedyńczo i wnet rozmnożyli się do miljonów, my natomiast, którzyśmy się liczyli na miljony, wymieramy jak mustangi i bizony w sawanach. Lecz zanim przyjdzie nam szczeznąć, dokonamy zemsty. Wykopaliśmy topór wojny, i wszyscy biali, którzy wpadli nam w ręce, są zgubieni. Jutro, skoro świt, przywiążemy was do pala męczarni. Wasze krzyki będą się głośno rozlegać po okolicy! Tak się stanie, gdyż Ka Maku, wódz, tak powiedział!
Rzekłszy to, wrócił na górę, wyciągnął drabinę i nakrył pokrywę.
Jego groźby przejęły jeńców dreszczem. Nie wiedzieli bowiem, że przedstawił im przyszłość w tak ciemnych barwach jedynie w tym celu, aby później poczuwali się do tem większej wdzięczności wobec wrzekomego zbawcy.
Wizyta wodza do reszty przybiła bankiera, i zachwiała ufnością Baumgartena. Skoro świt, na palu męczarni! Tak straszliwie szybko

17