Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwierzęta. Zamienimy nasze złe wierzchowce na wasze dobre.
— Nie waż się! — zawołał Ka Maku, błyskając oczami.
Pshaw! Chyba nie przypuszczasz, że się ciebie lękam! Kto nam może zabronić? Jesteś w naszej mocy, twoi zaś Pueblosi nie ośmielą się zejść nadół, aby nam przeszkodzić. Nasze strzelby niosą dalej, niż wasze. Trafimy ich, zanim będą mogli się złożyć. Wiedzą to dobrze i nie będą się do nas kwapić.
— To będzie rabunek, kradzież!
— Tylko wynagrodzenie! Jesteście złodziejami. Mielibyście może bezkarnie tych wszystkich ludzi więzić i obrabowywać? Trzeba wam dowieść, że uczciwy zwycięża. Twój sprzeciw daremny. Winnetou, Sam Hawkens i Droll niechaj pójdą ze mną zamienić konie!
Odeszli natychmiast do korralu. Wódz wpadł w wściekłość; szarpał, więzy i ryczał, jakgdyby rozum stracił. Wówczas podeszła doń pani Rozalja i huknęła:
— Czy nie zamkniesz zmiejsca gęby, ty wieczny krzykajło! Czem jesteś właściwie? Chcesz być wodzem? Jeśli myślisz, że ja w to uwierzę, mylisz się bardzo! Jesteś łobuzem, długorękim szubienicznikiem! Rozumiesz, czy nie? Razy dostaniesz, cięgi, prawdziwe baty! Zamknąłeś nas w lochu, nas, biedne robaczki! I teraz, kiedy kara cię dotyka, jak pieprz zupy, udajesz niewi-

107