Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak — odparła, posuwając się o krok.
— Z domu Morgenschtern? — zapytał, cofając się o dwa kroki.
— Naturalnie! A może ma pan coś przeciwko temu? — rzekła, posuwając się także o dwa kroki.
— Wdowa po młynarzu?
— No, tak! — skinęła.
— Ale w takim razie jest pani Niemką?
— I co za Niemką! Niech usłyszę jeszcze jedno złe słówko, a poznasz mnie! Jestem przyzwyczajona do uprzejmości. Zrozumiano?!
— Ależ byłem dla pani uprzejmy!
— Uprzejmy? Co pan powiada! Czy to uprzejmość chwytać mego osła?
— Chciałem go zatrzymać, bo nie słuchał pani.
— Nie słuchał? A więc posłuchaj pan, co powiem! Mnie słucha każdy osioł, niech pan to sobie zmiarkuje! Pan omal mnie nie zadusił w ramionach! Dech mi zaparło, świeczki stanęły w oczach. Wypraszam sobie podobne czułości! Z damą trzeba się obchodzić grzecznie i bardzo ostrożnie. Jesteśmy piękniejszą i delikatniejszą płcią, i wymagamy delikatnego postępowania. Ale kto łapie jak tragarz i — — —
Nie zdołała dokończyć; za nią rozległ się

94