Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przestali nań zwracać uwagę. To właśnie miał na celu. Zmiarkował, że najbardziej rączy jest koń oficera, stojący zboku. Zerwał się raptem i, mimo spętanych rąk, błyskawicznie dopadł upatrzonego wierzchowca, pochwycił cugle i puścił się w cwał — na zachód, gdzie spodziewał się zastać scouta.
Stało się to tak szybko, że oszołomienie sparaliżowało żołnierzy. Dzięki temu ubiegł ich o szmat drogi, zanim rozległ się pierwszy krzyk gniewu.
— Strzelać, strzelać! Wystrzelcie go z siodła, ale uważajcie, aby nie trafić w konia! — krzyczał porucznik.
Żołnierze pobiegli do koni, ponieważ broń zostawili przy siodłach. Upłynęło tyle czasu, że już trudno było celować, tem bardziej, skoro należało oszczędzać konia. Wreszcie padło kilka wystrzałów. Kule przemknęły ponad głową zbiega. Po chwili wysunął się już poza promień strzału.
Jeńcy wykorzystali popłoch. Niektórzy rozbiegli się na wszystkie strony, inni pomknęli na koniach, z których nie zdążono ich jeszcze zdjąć. Spowodowało to wściekłą wrzawę i straszliwe zamieszanie. Żołnierze musieli ścigać zbiegłych, wskutek tego tylko czterech czy pięciu mogło się puścić za Buttlerem, — i to, niestety, za późno. Daleko ich ubiegł i nadomiar dosiadał bardziej rączego rumaka. Ścigający stracili

56