Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ten porucznik ma głowę na karku. Nie chciał się tutaj stawić przed naszem przybyciem. A teraz tylko patrzeć, jak przybędzie.
Jakgdyby słowa jego były czarodziejskiem zaklęciem, w tej samej chwili ukazał się od północy jeździec, gnający w galopie. Był to właśnie porucznik.
Dotarłszy do obozu, przywitał uściskiem ręki Sama i powiedział:
— Od kilku godzin znajdujemy się już wpobliżu, ale unikamy tego miejsca, bo mógłby jeszcze kto przyjść po wodę, zobaczyć nas, a później zdradzić finderom. Jednakże i my chcielibyśmy napoić konie. Czy możemy tu przyjechać?
— Tak, sir, — odpowiedział westman. — Lecz skoro się ściemni, będziecie musieli odjechać. Przybędą wywiadowcy; naturalnie, nie powinni was widzieć. We właściwym czasie zawezwiemy was zpowrotem.
— Zgoda. Czy domyśla się pan, gdzie tymczasem zatrzymają się finderzy?
Sam wskazał na południo-wschód, gdzie można jeszcze było widzieć powyżej opisane głazy.
— Tam za temi głazami, sir. Ponieważ prawdopodobnie przybędą jeszcze za dnia, więc nie odważą się dalej jechać.
— Ale czy stamtąd nie zobaczą mnie i moich jeźdźców?

13