Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Frankowi. Odezwał się gniewnie do ciotki Droll:
— Co sobie ten hultaj właściwie myśli o nas? Jeśli zechcę, poczęstuję go kulą. Może nabierze uprzejmości. Zjedliśmy niejeden rozum, i nie pozwolimy się, niczem włóczęgi, odprawić z kwitkiem. Proponuję pomówić z nim poważnie. A może nie?
— Tak — odpowiedział Droll. — Nienajprzyjemniejsza jest śmierć z pragnienia. Spodziewam się jednak, że znajdziemy wodę. Trzeba tylko poszukać.
Jeźdźcy zsiedli z koni. O obfitości wody świadczyła wysoka trawa, rosnąca wpobliżu puebla; nieopodal widać także było wiele małych ogródków z kukuruzą, melonami i warzywami, które wymagają częstego polewania. Jednakże nie mogli znaleźć źródła, mimo największych starań.
Zniecierpliwiony Frank zawołał:
— Jesteśmy osłami i basta! Gdyby tu byli Old Shatterhand i Winnetou ze swoją obecnością osobistą, dawnoby już wyszukali wodę. Tak, sądzę nawet, że zwąchaliby ją natychmiast.
— Nie trzeba aż tak znakomitych wojowników — odezwał się Szi-So, syn wodza, który z uśmiechem przyglądał się poszukiwaniom. — Trzeba się tylko zastanowić przed szukaniem.
— Tak? No, więc zastanów się!

134