Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak. Nurkowałem tu i owdzie, pluskałem, ochlapywałem się dzielnie i chciałem właśnie wrócić na brzeg, gdy zobaczyłem dwie kobiece postacie. Ponieważ zmrok już zapadł, niepostrzeżenie, bardzo blisko mnie, podeszły do brzegu. Natychmiast się skuliłem, ponieważ myślałem, że przejdą dalej, ale kobiety akurat zbliżyły się do owego miejsca, gdzie sławny Frank leżał w wodzie. Tu zatrzymały się i wytrzeszczyły na mnie gały.
— Prawda — wtrąciła pani Rozalja. — Świeciło się w wodzie, lecz nie wiedziałyśmy, co o tem sądzić. Była to żywa istota, która straszliwie łypała na nas ślepiami.
— Bardzo proszę, pani Ebersbach, — tylko nie łypała! Spojrzałem z trwogą, ponieważ miałem nadzieję, że zgodnie ze swą subtelną obyczajnością, oddalą się panie natychmiast. Ale stało się wręcz przeciwnie. Dlatego zdecydowałem się na strategiczną rewolucję: skoczyłem wgórę, klasnąłem w ręce i spłoszyłem obie kobiety.
Pani Ebersbach, urażona relacją, zamierzała odpowiedzieć ostrzej, niż dotychczas, lecz ubiegł ją Droll:
— To była pomyłka, moi szanowni państwo, pomyłka, jaka nikomu nie przynosi ujmy. Dlatego nie będziemy się sprzeczać i kłócić, lecz okażemy szacunek temu, kto na szacunek zasłużył Nasz Hobble-Frank, olbrzymia żaba bawola, niech, żyje sto lat!

122