Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szy, szanowne damy i panowie! Lecz czemu przyszliście tu z latarniami i pochodniami?
— Aby odszukać i schwytać tę żabę bawolą — odpowiedziała pani Rozalja.
— Przypuszcza pani, że to tak łatwo?
— No, nie będziemy lękać się żab! Olbrzymka to wprawdzie, ale, jakkolwiek będzie się wzbraniać, nie da nam rady. Skoro zechce kąsać, zastrzelimy bestję bez zlitowania. Przynieśliśmy ze sobą flinty, jak pan widzi.
W odpowiedzi rozległ się taki śmiech, że pani Rozalja, dotknięta w swej godności, żachnęła się gniewnie:
— To nie żarty, panie Frank, w nocy, w takim mroku — — —
— — — — brać znakomitego i wielce uczonego Hobble-Franka za żabę bawolą!
Odstąpiła o krok, wytrzeszczyła oczy i zapytała:
— Pan — — pan byłeś tą żabą bawolą?
— Tak, ja, — wykrztusił przez śmiech. — Objechałem tę malowniczą okolicę, a skoro się ściemniło, wróciłem nad rzekę. Dzień był tak gorący i parny, jazda tak mnie rozgrzała, że dojechawszy do rzeki, przypomniałem sobie, iż zamierzałem wziąć kąpiel — i dałem nura.
Pani Rozalja skrzyżowała ręce i zawołała:
Jezus Marja, co ja słyszę! Przysiadł pan w wodzie?

121