nia z bardzo mizernem ogniskiem, na którem buchał płomień. Nad ogniem murzynka pitrasiła mięso. Z lewej strony stały dwa długie stoły, sklecone z nieheblowanych desek i belek, a koło nich dwie ławy tej samej roboty. Było tu dosyć miejsca dla wszystkich. Beczułka widniała w kącie na klocku. Irlandczyk utoczył z niej dwa pełne dzbany, które krążyły z ust do ust, w braku szklanek.
Finderzy zmówili się pić mało, dopóki trzej goście nie zaleją sobie czubów. Puszczając więc w obieg dzbany, udawali, że dzielnie piją, lecz w rzeczy samej chłonęli napój niewielkiemi haustami. Wino wszakże było naprawdę dobre. Smakowało im bardzo. Nie dziw, że łyki były coraz pełniejsze.
Pieczeń również się udała. Raczono się nią sucie i już dojadano resztek, kiedy zakłócono biesiadę. Mianowicie, w drzwiach ukazał się wyżej wspomniany przewodnik wychodźców, a za nim Schmidt, i jeszcze trzej inni mężczyźni Mieli przy sobie broń, podczas gdy strzelby besiadników stały na uboczu. Obejrzawszy szybkim wzrokiem ucztujących, scout postąpił kilka kroków naprzód i rzekł:
— Good evening, Mylords! Czy pozwolicie życzyć wam smacznego?
— Czemu nie? — ozwał się Buttler. — Chętniebyśmy was nawet zaprosili do stołu, ale spałaszowaliśmy już prawie wszystko.
Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/78
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
76