Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie wiem, co w uwerturze powinno być wytrąbione. Jakiego pan błazna sprowadził do nas?
Ostatnie zdanie odnosiło się do Sama Hawkensa. Kantor odpowiedział, nie zważając na mocne i obraźliwe wyrażenie.
— Ten pan jest — — jest — — nazywa się — — hm, sam jeszcze nie wiem, jak. Spotkałem go w wiosce i zapytałem o was; w benowolencji swej wymodulował mnie do was. Rzecz najważniejsza, że jest również Sasem.
— Sasem —? — zapytał Schmidt zdumiony, oglądając Sama od stóp do głów. — Nie może być! Gdyby u nas w Saksonji ktoś się wałęsał w takim ubiorze, aresztowanoby go zmiejsca!
— Na szczęście, nie jesteśmy teraz w Saksonji, — odpowiedział Hawkens z uśmiechem — dlatego zachowam wolność i swobodę, jeśli się nie mylę. Zobaczycie tu inne jeszcze niemniej oryginalne ubiory. Na Dzikim Zachodzie niema dziesięciu sklepów ubiorów co dwadzieścia kroków. Czy mogę się dowiedzieć, dokąd on jedzie?
On? — odparł Schmidt wymijająco. — Jestem przyzwyczajony, aby do mnie przemawiano przez pan. Zanim panu odpowiem, chcę wiedzieć, kim jesteś i czem się zajmujesz.
Well, może wiedzieć. Nazywam się Falke, przybyłem z Saksonji, żyję tu jako westman i każdemu oddaję należne mu honory. Zostawiam

67