Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ziemi, — co również wydało mu się zbyt trudnem. Wówczas wparł się rękoma w guzik na siodle, podniósł się nieco i zesunął wtył, w ten sposób, że osiadł na pośladku zwierzęcia. Stąd zesuwał się powoli i wreszcie ześliznął po ogonie. Zwierzę było powolne jak baranek i znużone, nie sprzeciwiało się więc tej dziwnej manierze zsiadania. Wychodźcy prawdopodobnie niejednokrotnie już byli świadkami tej „ślizgawki“, to też nie uczyniła na nich żadnego wrażenia; ale poczciwy Sam Hawkens musiał zadać sobie wiele trudu, aby nie wybuchnąć wesołym śmiechem.
— Ach, co tam emeritus! — odpowiedział Schmidt mocnym, zapewne właściwym sobie tonem. — Dla nas jest pan zawsze jeszcze panem kantorem. Że pan się kazał emerytować, to rzecz pana, ale nie powód do tego, abyśmy stale musieli przeżuwać obcy, wyraz. Dlaczego zostaje pan zawsze wtyle? Trzeba pana ciągle doglądać!
— Piano, piano, drogi panie Schmidt! Słyszę pana bardzo dobrze, jeśli nawet nie krzyczysz. Nawiedził mnie pewien pomysł muzyczny. Pomyślałem sobie, że w uwerturze, z braku wiolonczeli w orkiestrze, można jej głos oddać trzeciej trąbie. Nie?
— Zgadzam się, żeby ją pan oddał, chociażby wielkiemu bębnowi. Wiem dobrze, że wóz musi być smarowany, jeśli ma dobrze jechać, ale

66—