Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Owszem, bardzo szlachetnie postąpił. Więc przyjął zaproszenie?
— Tak. Jedzie oto na czele karawany!
— Aha, to ten? Ten chłopak? Przecież w tak młodym wieku nie mógł ukończyć akademji leśniczej?
— A jednak ukończył, i to ze świetnemi atestatami. Jego wiedza znajdzie zastosowanie w rozległych dobrach stryja. Poza tem jeszcze jeden był powód, który go skłonił do szybkiego i chętnego wyjazdu do Ameryki. Tym powodem jest Szi-So.
— To wszak imię syna wodza?
— No tak. Zna pan, jak słyszałem, jego ojca. Czy wie pan, czemu stary wódz wysłał syna do Niemiec?
— Tak.
— Bardzo jestem rad z tego. Czy może mi pan to zagrać prima vista, czy też może to sekret?
— Nie widzę powodu, dla którego miałbym przed panem utaić to, co przynosi zaszczyt wodzowi i wynosi go ponad współplemieńców. Otóż za czasów jego młodości pewne plemię napadło na karawanę wychodźców. Wszyscy zostali wybici w pień, prócz jednej młodej dziewczyny Niemki. Wódz ją uratował, zawiózł do swego plemienia, aby wróciła do sił i zdrowia, poczem miano ją odstawić do najbliższego osiedla białych. Obchodzone się z nią delikatnie i żywiono wyśmienicie.

108