przytrafiło i gdybym nie wrócił po czterech dniach. Przedewszystkiem więc powiedziałem Apaczowi, że zamierzam zbadać jaskinię Playera i podziemny korytarz, odkryty przez Herkulesa. Tu się zaczynała nitka, któraby go prowadziła, gdyby musiał nas odszukać.
Ponieważ poprzedniego dnia zboczyliśmy z właściwego kierunku, więc musieliśmy — ja i Mimbrenjo — wrócić na ostatni odcinek wczorajszej drogi. Z zadowoleniem stwierdziłem brak śladów po koniach i wozach. Jeżeli nawet gdzie niegdzie dały się zauważyć rzadkie odciski, to można było przypuszczać, że dzień, który obecnie wschodził, zatrze je doszczętnie. Teraz byłem przekonany, że ewentualni wywiadowcy Meltona nie znajdą śladów naszego obozowiska.
Po blisko czterogodzinnej jeździe na południe, skierowałem się na wschód i wkrótce dotarliśmy do zapowiedzianej przez Playera granicy roślinności. Tutaj zaczynała się pustynia. Zatrzymaliśmy wierzchowce na krańcu trawnika, aby dać im paszę i godzinny odpoczynek. Poczem ruszyliśmy w dalszą drogę.
Jechaliśmy przez prawdziwą pustynię. Ziemia układała się w długie, niskie fale, oddzielone od siebie płytkiemi wgłębieniami; dookoła były skały, kamienie, lub piasek. Ani źdźbła trawki. Nagi kamień ssał promienie rozognionego słońca, dopóki się nie nasycił, poczem upał utworzył wysokie na cztery czy pięć stóp, drżące jezioro żaru nad ziemią. Trudno było oddychać. Pot parował z całego ciała. Nie było rady. Pędziliśmy bez wytchnienia przed siebie; aby nie tracić dnia, musieliśmy przybyć do Almaden przed zapadnięciem zmroku.
Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/8
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
6