Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrowolnie! Nie użyję przemocy. Poczekam, aż sama oddasz mi serce. Czy nie uczynisz tego już teraz?
Powstał, skrzyżował ręce na piersiach i oglądał ją badawczo. Milczała. Chętnieby przystała na miłostkę z pięknym, młodym wodzem, nie kłopocąc się o następstwa. Lecz on żąda, aby została jego żoną. Czyżby rzeczywiście Melton chciał ją oszukać? Czy naprawdę Indjanin mógłby się zbogacić, gdyby zechciał?
Indjanin stał przed Żydówką, wbijając w nią ostre spojrzenie, jakgdyby usiłował podpatrzeć najtajniejsze jej myśli. Po dłuższem wreszcie milczeniu, rzekł:
— Wiem, o czem myśli Biały Kwiat. Kocha bogactwo, przyjemności miejskiego życia wśród bladych twarzy. Czerwonoskóry posiada tylko namiot, konia i broń. Mieszka w lasach i sawanach i nie rozumie się na sztukach i rozkoszach białych ludzi. Jakżebyś więc mogła zostać squaw Indjanina? Czyż nie o tem myślałaś?
— Tak.
— Wierzaj mi, będzie inaczej, gdy zechcesz. Powiedz tylko: tak — a natychmiast pójdę spełnić twoje życzenia. Moja ręka nie dotknie twojej, zanim nie przyniosę tyle złota, ile ci trzeba.
To na nią podziałało.
— Mógłbyś naprawdę — zawołała — mógłbyś przynieść mi tyle złota?
— Mogę.
— A Melton, czy naprawdę mnie oszukuje?
— Wybadaj go, zażądaj widzenia się z ojcem. Ale nie mów nic o naszej rozmowie.
— Dobrze. Wybadam go. Jeśli nie uczyni zadość memu żądaniu, porzucę go i pójdę do ciebie.

17