Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemu otoczyli nas uzbrojeni wojownicy? Czy knujecie zdradę i nie zamierzacie dopełniać umowy?
— Nie jesteśmy zdrajcami — odpowiedział Winnetou. — Okrążyliśmy was wojownikami, abyście się nie wycofali przed wysłuchaniem naszej odpowiedzi. Mój brat Old Shatterhand ma głos, gdyż wódz Apaczów jest przyjacielem czynów, ale nie słów.
Podniosłem się i, zwracając do Vete-ya, przemówiłem:
— Vete-ya wygłosił mowę, pełną nieostrożności i błędów. Był nieostrożny, albowiem spomiatał nami za wielkie względy, okazane jemu i jego ludziom. Darowaliśmy im życie i wolność, on zaś mówi nam w oczy, że będzie z nas darł skórę. Przemawiałem do niego łagodnie, namawiałem go do poprawy, a odniosło to skutek wręcz przeciwny. On, zwyciężony, grozi nam, zwycięzcom, że zdepce nas i wymorduje. Czyż nie widzi, że jest jeszcze w naszej władzy, on i jego najstarsi wojownicy, którzy mu teraz przytakują? Kto nam zabroni złamać słowo, skoro i on nie ma zamiaru go dotrzymać?
— Musicie dotrzymać słowa! — przerwał gwałtownie.
— O, nie; wcale nie musimy! Old Shatterhand i Winnetou wogóle nigdy nie muszą. Zmiarkuj to sobie dobrze. Mamy prawo powystrzelać ciebie i wszystkich twoich wojowników. Nie uczynimy tego, ponieważ lekceważymy ciebie. Twoje groźby są niby skrzeczenie żaby. Jesteś słaby i stary, a wściekłość z powodu własnej niemocy dyktuje ci słowa, które prawdziwy męzczyzna przepuszcza bezkarnie, ponieważ są aż nazbyt dziecinne. Pozwolimy wam uciec, mimo waszej groźby, gdyż

143