Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   191   —

oni jednak są miłosierni i złożyli sprawę w moje ręce. Otóż pójdziecie za to na trzy lata do więzienia.
— Ja jestem niewinny, ekscelencyo. Ja ostrzegałem tych ludzi, aby nie bili panów, ośmielił się wyrzec gospodarz.
— Powinieneś był przeszkodzić, ale może panowie zmiłują się nad tobą i uwolnią cię od kary!
Biedak przyczołgał się ku naszym stopom i bijąc czołem o ziemię, zawołał:
— Jesteście wielcy i potężni, zmiłujcie się nade mną!
Zwróciłem się do sędziego z prośbą, aby zechciał ułaskawić zupełnie gospodarza, który był rzeczywiście niewinnym.
— Dobrze, — odrzekł, — spełnię waszą prośbę. Wstań psie i idź do domu, abyś chwalił sprawiedliwość moją i miłosierdzie tych panów! Ty zaś, — zwrócił się do policyanta, który stanął we drzwiach, — wyprowadź tych ludzi i zapisz mi ich nazwiska!
Skazani jak raki wysunęli się tyłem za drzwi.
Kara była surowa, ale ponieważ z jednej strony nic to nie szkodziło, że nauczą się trochę grzeczności dla cudzoziemców, z drugiej zaś nie dowierzałem sędziemu i podejrzewałem mocno, że po oddaleniu się naszem wy-