Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Warto było patrzeć, jak się sadowił! Naprzód odwrócił się do ściany i oparł o nią rękami, potem opuścił się wolno, nie pochylając się wcale. Wreszcie padł na poduszkę, jak kłoda. Musiałem zebrać wszystkie siły, by nie wybuchnąć śmiechem. Brzuch grubasa wyglądał jak napęczniały balon. Sapał onbaszi jak miech kowalski, usiłując zakryć nogi przykrótkiemi połami kaftana. Po jakimś czasie westchnął i rzekł z uśmiechem ulgi:
— No tak! Nie podniosę się stąd, zanim się nie najem dosyta.
— Jesteś głodny? — zapytał pan.
— Czy głodny? Allah w’ Allahl Odczuwam większą udrękę, niż głód. Kiedy się widzi szeika Haddedihnów z wielkiego plemienia Szammarów uwijającego się zręcznie i apetycznie po kuchni, wszystkie wody ziemi i nieba spływają do gęby. Znam się na tem doskonale! Chciałbym patrzeć bez przerwy, jak gotuje, i jeść, jeść ustawicznie, jak szalony!
Mlasnąwszy językiem, ciągnął dalej z błogim wyrazem twarzy:
— Zresztą, nie jest taki zły, jak mi

57