Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mniejsze od obowiązków tych, którzy stają wobec ludzi, ułomnych na ciele. — Bimbaszi rzekł po dłuższej pauzie:
— Effendi, gdyby ktoś powiedział mi to, coś ty skierował pod mym adresem, zleciałby z pewnością z tego dachu. Ale od ciebie przyjmuję te słowa, gdyż wiem, że masz względem mnie dobre zamiary. Nie przyznaję słuszności wszystkim twym zarzutom, nie znajduję jednak słów na ich odparcie. Jakieś przeczucie mówi mi, że już wkrótce przekonam się, iż patrzyłeś na mnie głębiej, niż ja sam. Mam wrażenie, że jestem pacjentem, oddanym w ręce lekarza. Chciałbym ci się oprzeć, sprzeciwić, czuję jednak, że będę kiedyś błogosławił tę rękę, która mi dziś sprawia cierpienia. Podobny jestem do rośliny, na którą spadła rzęsista ulewa; liście i gałęzie połamane, ale korzenie otrzymały pokarm i mogą wydać owoce. — Byłyby to — dodał po chwili namysłu — pierwsze dobre, pożyteczne owoce mego życia na obczyźnie, na które mógłbym się powołać, gdyby mnie kiedyś zapytano, com uczynił z mojem życiem.

155