Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

re się później ukazały? Przecież to spokojne zwierzątka; nie wadzą nikomu.
— Kanafidy? Więc były tam jeżozwierze?
— Tak. Po upływie jakiegoś czasu, który nam się wydał wiecznością, usłyszeliśmy ciche szmery, jakgdyby od uderzeń cienkich sztabek, a na podłodze coś się poruszyło. Z początku nie wiedzieliśmy, co to za zwierzęta, usłyszawszy jednak mruczenie, charakterystyczne dla jeżozwierza, gdy wpadnie w gniew, zorjentowaliśmy się, że to kanafidy.
— Dziwne, bardzo dziwne!
— Dlaczego?
— Nie rozumiesz? Przedewszystkiem uderzający jest fakt, że te naogół tchórzliwe zwierzęta odważyły się zbliżyć do was. Wytłumaczyć to można zresztą okresem wiosennym. O wiele bardziej zastanawia mnie jednak okoliczność, że stworzenia te znajdowały się w komorze zbudowanej z cegieł. Ryją one często bardzo długie korytarze, ale nie jest prawdopodobne, żeby się mogły przedostać przez mocne cegły. Cegły były więc

128