Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wnosisz to z moich słów o wymuszonej przysiędze?
— Nietylko z tego. Obydwaj szpiedzy oszukali cię.
— Nie, byli to wierni, pewni ludzie.
— Czy zjawili się u ciebie, aby ci pokazać to miejsce?
— Tak.
— Stykałeś się z nimi później?
— Nie. Zapewne opuścili zaraz te strony, ale to jeszcze nie powód, by ich uważać za oszustów. Sprawiali na mnie jak najkorzystniejsze wrażenie; jednemu zwłaszcza, imieniem Safi, uczciwość patrzyła wprost z oczu.
— Safi? — zapytałem zdumiony, przypominając sobie człowieka z Mansurijeh, który nas wydał Persom. — Ile lat mógł mieć ten Arab?
— Dlaczego pytasz o to?
— Bo znam kogoś, kto się zwie Safi.
— Imię to nosi wielu ludzi.
— Kiedy rozegrało się zdarzenie, o którem mi opowiadasz?
— Przed czternastu laty.

105