Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żemy was później i puścimy wolno. Jeżeli zaczniecie wołać o pomoc, strącimy was do wody.
— Tak, strącimy bezwątpienia, — potwierdził mały Hadżi. — Takie wstrętne twory, jak wy, powinno się topić i rzucać na pożarcie saratinom[1], aby wasze dusze, gdy się je będzie gotować, oblewały się ze wstydu szkarłatem.
— Nie puścimy pary z ust!
— Radzę wam, gdyż w razie nieposłuszeństwa nie będziecie mogli liczyć na moją litość. Dziękuj Allahowi, że leżysz wraz z towarzyszką swoich dni i łajdactw w najpiękniejszym haremie, na jaki zasłużyłeś. Bądźcie rozsądni, zażywajcie w milczeniu rozkoszy prowizorycznego mieszkania, dopóki nie powrócimy. Nie kłóćcie się, gdyż kłótnie między mężem a żoną męczą niepotrzebnie języki i działają źle na trawienie. Opuszczam was zatem, ale mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy!

Skoczyliśmy na brzeg i wróciliśmy do szałasu. Przybyliśmy w samą porę,

  1. Raki.
91