Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łasu. Przybędziemy tam, zanim się zupełnie ściemni.
Wyciągnęliśmy konie na brzeg i dosiedliśmy ich. Ruszyliśmy ku szałasowi, odległemu od rzeki o jakieś pięćdziesiąt kroków, pełnym galopem wzdłuż nadbrzeżnego żywopłotu.
— Poco dosiedliśmy koni? Przecież można było dopłynąć tratwą, sihdi? — rzekł Halef.
— Poto, aby przybyć przed naszym przewodnikiem i jego żoną. Szukam śladów, pozostawionych przez Persów.
Objechawszy szałas dookoła, ujrzałem ślady. Mściwa trójka wylądowała tutaj, zebrała sześć dużych wiązek drwa i gałęzi, poczem oddaliła się na tratwie. Mogli Persowie popłynąć tylko z biegiem rzeki, domyśliłem się więc mniej więcej, gdzie się ukryli. Według uzasadnionego prawdopodobieństwa nie odpłynęli daleko. Rzecz prawie pewna, że wybrali na brzegu takie miejsce, z którego nas można było dokładnie obserwować. Biorąc pod uwagę pole widzenia ludzkiego oka, nietrudno określić w przybliżeniu, gdzie na-

75