Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cicie się ku sobie i spotkacie niezauważeni przez wartowników. Postaram się, aby ich nie było wpobliżu miejsca waszej schadzki.
Dziwne zdarzenie! Muzułmanin, mieszkający na Dalekim Wschodzie, prosi mnie, abym się zgodził na tajemne spotkanie z jego żoną i przyrzeka postarać się, aby nam nie przeszkadzano!
Nie mówiąc ani słowa, zgasiłem lampę, opuściłem namiot wraz z Halefem i poszedłem sam we wskazanym kierunku. Po jakimś czasie, znalazłszy się poza linją obozu, zwróciłem się na prawo. Księżyc stał na nowiu, ale gwiazdy jarzyły tak silnie, że było widno jak podczas pełni. Po niedługim czasie ujrzałem Hanneh, idącą w moim kierunku. Podszedłszy bliżej, zatrzymaliśmy się. Z pod zasłony popatrzyło na mnie dwoje wielkich, skupionych oczu. Hanneh podała mi rękę i rzekła:
— Wiedziałem, że przyjdziesz, sihdi: Dziękuję!
Dotknąwszy lekko jej ręki, odrzekłem
— Życzenie twe jest dla mnie rozkazem. Spełniłem je chętnie.
— Jesteś chrześcijaninem, więc szanu-

91