Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie podawać z rąk do rąk wśród okrzyków podziwu. Odwróciłem się, aby niepostrzeżenie uzupełnić dziesięć patronów. Szeraraci patrzyli na mnie wrogo, lecz z szacunkiem. Szeik zbliżył się znowu i, obrzucając mnie badawczem spojrzeniem, rzekł:
— Opowiadanie o czarodziejskich strzelbach nie jest kłamstwem; wszystkie kule tkwią w dzidach równomiernie. Jakiż djiinn[1] wykonał tę strzelbę?
— Djinn pochodzi z Amirica; zwał się Henry.
Sądzę z tego, że Amirica ma potężniejszych djinnów, niż my. Zostajecie pod moją osłoną. W mojej obecności nic wam się złego nie stanie. Ponieważ jednak rozdziela nas zemsta krwi, zgromadzenie starszyzny rozstrzygnie o waszym losie.
— Mam wrażenie, że powinienem być u ciebie zupełnie bezpieczny.

— Jak ci wiadomo, pewność ta i bezpieczeństwo rozciąga się najwyżej na przeciąg dwóch razy po siedem dni. Po upływie tego terminu będę zmuszony was opuścić.

  1. Duch, genjusz.
48