Strona:Karol May - Jaszczurka.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zabrali nam łódź i są tam, sto kroków w górze. Strzelać, hej, strzelać, jak jeden mąż!...
— Rozległ się odgłos kilkunastu strzałów w kierunku zachodnim, podczas gdy my znajdowaliśmy się w stronie południowej. Teraz zwróciłem się twarzą ku wschodowi i, siląc się na głośny śmiech, krzyknąłem:
— Źle strzelacie! Zupełnie źle!
Słowa te odbiły się znowu z innej strony i wszyscy rzucili się w tym kierunku, a Ibn Asl komenderował:
— Nie tu, lecz tam są, celujcie do nich tam wdół rzeki!
Znowu padło kilka strzałów i, oczywiście, bez skutku, poczem raz jeszcze parsknąłem śmiechem w tę samą stronę, co wprawiło wszystkich w osłupienie, a Ibn Asl darł się na całe gardło:
— Djabla ma w sobie, wiedziałem o tem już dawno. Patrzcie, znowu jest na górze!
Nie spadziewałem|spodziewałem}} się sam, że uda mi się tak wyborny kawał, który wprawił i nas w znakomity humor, niestety, nie na długo. Byliśmy wprawdzie zabezpieczeni już od kul, ale wskutek nieznajomości okolicy, nasuwały się niebardzo wesołe myśli. Szło mianowicie o wyszukanie miejsca, skądby można wydostać się z maijeh, lecz żaden z nas nie miał pojęcia o tem. Wejście do tego zacisza było, jak słyszeliśmy, zarośnięte do tego stopnia, że nawet w biały

102