Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie puszczono pana odrazu?
— Tak. Jego Królewska Mość był łaskaw mnie wprowadzić do ministra.
— Obłąkaniec!
Naraz rozległo się u wejścia:
— Obłąkaniec? Prawdę mówi!
Wszyscy się odwrócili. Stał tam Kurt Unger, a za nim urzędnicy policji, którzy pośpieszyli ostrzec ministra. Starszy wachmistrz wystąpił naprzód i rozkazał:
— Natychmiast zdjąć kajdanki!
Rozkazowi stało się bezzwłocznie zadość. Wówczas urzędnik zwrócił się do Sępiego Dzioba:
— Panie, stała się panu wielka krzywda. Właściwie winę ponoszą ci, którzy pana posądzili, mianowicie gospodarz i starszy kelner. Może ich pan pociągnąć do odpowiedzialności, przyczem zapewniamy panu nasze poparcie. Ale ja także z wyższego rozkazu proszę pana o wybaczenie i gotów jestem dać panu satysfakcję. Proszę, niech pan powie, jakiego zadośćuczynienia żądasz.
Sępi Dziób rozejrzał się dokoła. Dziwny uśmiech przemknął po jego twarzy.
— Dobrze — odpowiedział. — Muszę otrzymać satysfakcję. Ten pan uznał mój puzon za maszynę piekielną. Żądam, aby przyjął go ode mnie w podarunku i przechowywał jako pamiątkę tego ważnego dnia, kiedy omal nie ocalił życia v. Bismarckowi.
Wszyscy się roześmieli. Wtórował nawet tak wspaniałomyślnie obdarowany wachmistrz.

66