Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II
JAK SĘPI DZIÓB DOTARŁ DO BISMARCKA

Na dworcu w stolicy dziwny wygląd Sępiego Dzioba obudził żywe zainteresowanie, aczkolwiek mniejsze niż w Moguncji. Wsiadł do dorożki i podał adres gospody p. n. Dwór Magdeburski. W gospodzie wywołał niemniejsze zdumienie. Już sama twarz zwracała na siebie uwagę, cóż dopiero ten strój staromodnego grajka z ludowego balu maskowego.
Trapper uśmiechał się tylko z zadowoleniem. Zapytał starszego kelnera:
— Czy mogę dostać pokój?
Kelner obejrzał go przenikliwie i odparł:
Hm. Czy ma pan dowód osobisty?
— Rozumie się.
— A więc chodź pan! — Zaprowadził dziwacznego gościa przez przedpokój do podwórza, gdzie otworzył drzwi i oznajmił: — Tutaj!
Sępi Dziób wszedł i obejrzał się dokoła. Była to ciemna, zadymiona komora. Na oknie stały przybory do czyszczenia obuwia, w kącie — skrzynia z narzędziami. Na ścianach wisiała różnoraka odzież, czekająca na oczyszczenie. Za stołem siedziało przy wódce kilka osób, grających brudnemi kartami.
— Do licha! Co to za dziura? — zapytał trapper.

36