Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bezwątpienia. Przeczuwając przyczynę jej śmierci, wezwałem kilku lekarzy. Lekarze oświadczyli po skrupulatnem badaniu, że śmierć spowodował atak apoplektyczny.
Hm. A jednak był u niej poprzedniego wieczora. Doszło między nimi do sprzeczki, a rano zmarła, nieprawdaż?
— Tak, w każdym razie rzecz to dziwna. Właśnie dlatego, jako stryj biednej dziewczyny, zażądałem zbadania trupa przez lekarzy. Kazałem aresztować tego łotra. Uwolniono go jednak, mnie zaś ukarano za bezpodstawne oskarżenie. Od tej chwili Landola i jego ludzie prześladowali mnie nieustannie. Popadłem w biedę. Dzieci poumierały — trudno ustalić powody — żona też zeszła do grobu. Po każdem tego rodzaju nieszczęściu zjawiał się Landola. Ogarnęła mnie straszliwa złość i nienawiść. Wiedząc, że na drodze sądowej niczego nie osiągnę, poprzysiągłem sobie, że zemszczę się na nim wcześniej czy później.
— Ten sam wypadek, co ze mną. Zupełnie ten sam!
— Starałem się go odnaleźć, napróżno. Mijały lata. Dowiedziałem się, że łączą go bliskie stosunki z Gasparinem Cortejem. Udałem się do Hiszpanji, zostałem sekretarzem sennora Veridante, którego Cortejo wysłał teraz do Meksyku jako swego pełnomocnika. Zostaliśmy przyjaciółmi. Cortejo nie przeczuwał nawet, że przeddzień naszego odjazdu zdradza miejsce pobytu mego wroga. Teraz spotkam Landolę w Santa Jaga. Zamówiliśmy go tam przez specjalnego gońca. Przedtem jednak chciałbym zbadać trupa mej brata-

144